Główną bohaterką książki, którą przeczytałam była dziewczynka o imieniu Ela. Marzyła, żeby mieć małego pieska – szczeniaka. Przy każdej okazji jej życzeniem było mieć pupila.
W końcu nastał taki moment, że rodzice Eli zgodzili się na nowego czworonożnego członka rodziny. Udali się do schroniska dla zwierząt „Cztery łapy”, skąd wzięli małego, wesołego kundelka o biało – brązowym umaszczeniu.
Piesek był małym, niesfornym urwisem. Dlatego Ela nazwała go Urwis. Imię to idealnie pasowało do zwierzaka. Opiekowała się nim, jak najlepiej umiała: karmiła, chodziła na spacery.
Zbliżały się pierwsze wspólne święta, na które Ela czekała z wielką niecierpliwością, ale i strachem, obawiając się, czy Urwis narozrabia i zepsuje świąteczną atmosferę.
Mimo drobnych psot czworonożnego domownika, święta były udane.
Ela i jej starsze rodzeństwo – brat Maks i siostra Lilka przeżyli ze swoim pupilem wiele różnych sytuacji, które wywoływał śmiech i łzy.
Książka ta ma jeszcze kolejne części, które chciałabym przeczytać i śledzić przygody Urwisa.
Iza N. kl. IV b
Malina, wraz mamą, mieszka w Malinówce.
Pierwsza przygoda dziewczyny, która została opisana w książce, odbyła się w
szkole.
W pewien deszczowy dzień na lekcji
matematyki każdy się nudził. Nikt nie słuchał pani Marty, niektórzy tylko udawali,
że słuchali. Każdy coś robił, tylko nie to, co trzeba. Bogdan z Kubą rzucali do
siebie nawzajem papierowy samolot. Janek rył w ścianie literkę „D”. Jak pani to
zobaczyła, zapadła głęboka cisza. Podeszła do jego ławki i wzięła dzienniczek z
uwagami. Napisała uwagę i po cichu oddała mu kajecik. Nareszcie zadzwonił długo
oczekiwany przez klasę IV c dzwonek. Wszyscy wybiegli z klasy do szatni.
Malina wyszła ze szkoły i zobaczyła Janka
całkowicie mokrego, siedzącego tak po prostu na ławce. Podeszła do niego i nie
pytała, co się stało, bo cała klasa dobrze wiedziała, co mu jest. Malina chcąc
go rozchmurzyć, zdjęła buty i zaczęła wywracać koziołki, kompletnie zapominając
o padającym deszczu. Janek po czasie też zdjął buty i zaczął się turlać po
kałuży. Malina tak się rozpędziła, że wpadła w krzaki. Przechodzący przy szkole
mężczyzna rzucił zakupy i pośpieszył na ratunek Malinie. W tym czasie pies
sąsiada Maliny zabrał kiełbasę sopocką panu, który ruszył jej z pomocą.
Dziewczynka wstała, wyprostowała się i ruszyła w pogoń za psem z kiełbasą.
Właściciel kiełbasy i Janek też. Gdy tak biegli, to zawodnicy, którzy brali
udział w maratonie, przyłączyli się do pościgu, chociaż nie wiedzieli nawet, za
czym oni tak gonią. Dołączył się też listonosz, mama z dzieckiem i kilku ludzi
z sąsiedztwa. Po długim czasie pies zniknął, a kiełbasa wraz z nim. Wszyscy się
rozeszli do swoich zajęć. Malina z
Jankiem wróciła do szkoły po plecaki, założyli buty i poszli do swoich domów.
Mama, jak zobaczyła Malinę, mało nie dostała zawału. Na drugi dzień dziewczyna
leżała chora w łóżku.
Do przeczytania tej książki zachęciła
mnie przyjaciółka. Polecam tę książkę, bo nie tylko ją czytasz ale też
wykonujesz zadania autorki książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz